Merricat, Constance i wuj Julian, zdawać by się mogło typowa amerykańska rodzina, ale nic bardziej mylnego. Nie tak dawno Blackwoodowie liczyli siedmiu członków, wszystko do momentu, kiedy w cukiernicy pojawiła się śmiertelna dawka arszeniku. I niby Constance oczyszczono z zarzutu, i niby wszystko wróciło do normy, jednak wrogość miasteczka do mieszkańców domu, wciąż pozostaje żywa. Rutynę dnia codziennego przełamuje w końcu Charles, kuzyn, którego Blackwoodowie chcą się z domu, jak najszybciej się pozbyć.
Shirley Jackson to autorka licznie nagradzana i porównywana klimatem swych opowieści do Edgara Allana Poe. Polscy czytelnicy pokochali ją za Dom na wzgórzu, jednak mnie jej kolejna historia zupełnie nie porwała. Nie poczułam strachu, ani dusznej atmosfery i totalnie nie wiem dlaczego...
Tak wiele sobie obiecywałam, ostrzyłam zęby na gotycki klimat, a tu nic, zero, null. Płacz i zgrzytanie zębów, ale z nudy.
Shirley Jackson "Zawsze mieszkałyśmy w zamku"
Ilość stron: 224
Wyd. Replika
Ocena: 3/6
Szkoda że książka tak bardzo Cię rozczarowała, a chciałam ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńDobra recenzja, wiadomo co omijać :)
OdpowiedzUsuńA czytałam na jakimś blogu pozytywną opinię... hmmm co człowiek to inny odbiór książki!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)