Ojciec i syn. Obaj lekarze. Jeden miejski, drugi żyjący na wsi. Tak sobie podobni, a jednak znacząco odmienni. Obaj jednak bez szczęścia w miłości, oddani raczej swym wyobrażeniom o kobiecie, niż konkretnemu ciału, o duszy nie mówiąc już zupełnie. Jeden opowiada o kobiecie, którą utracił, drugi o tej która zginęła tragicznie.
To moje drugie podejście do Zyty Rudzkiej. Tkanki miękkie są dużo ciekawsze i przystępniejsze językowo niż Krótka wymiana ognia, ale niestety historia nadal "nie płynie". Ogólnie mam problem z jej stylem pisarskim. Z jednej strony bardzo oszczędnym, a jednocześnie kwiecistym i rozbuchanym. Pierwsze strony mnie zachwyciły - hotelowy monolog, tak prosty w swym obrazie, ujmujący językiem i porównaniami. Tracący się jednak zupełnie, gdy w historii pojawia się ojciec, a wszystko zaczyna się dziwnie rozmywać.
Doceniam oryginalność, ale to zupełnie nie moja bajka.
Dziękuję za szczerość. Ja też nie bardzo mam po drodze z Z. Rudzką.
OdpowiedzUsuńO widzisz, sama mam za sobą jedną książkę Zyty Rudzkiej. Przesłuchałam w audiobooku "Ten się śmieje, kto ma zęby" i nie przypadła mi zbytnio do gustu. Twoja opinia sugeruje mi, że z innymi książkami też może być podobnie. Autorka pisze bardzo specyficznie.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic autorki, może kiedyś...
OdpowiedzUsuń