Zawijający do portu statek zahacza dziobem o makabryczne znalezisko – okaleczone zwłoki młodej kobiety. Zaalarmowana przez kapitana policja, w ciągu pięciu minut pojawia się na miejscu zbrodni. Na czele dochodzenia staje nadkomisarz Ewa Wichert, uparta rozwódka, która mimo trudnych doświadczeń, wciąż zna swoją wartość. Dzieląc obowiązki pomiędzy pracą i opieką nad synem, odważnie stawia czoła szefom agencji towarzyskich. Szukając mordercy przemierza ciemne zaułki Trójmiasta, aż w końcu wiedziona przeczuciem trafia do Sztokholmu. Czy to właśnie tu wszystko się zaczęło?
Sięgając po tę lekturę nie miałam wątpliwości, że powstała ona na fali popularności skandynawskich kryminałów. Autor wyraźnie inspiruje się tym nurtem, nie kopiując go jednak bezmyślnie. W tym przypadku bardziej skupiamy się na historii miasta oraz jego architekturze, niż obyczajowości mieszkańców. Akcja wiernie trzyma się podjętego tropu i tylko miejscami porusza miłosne sprawy pani nadkomisarz.
Zaletą Wiadomości ze Sztokholmu jest ciekawie skonstruowany wątek główny, dzięki któremu do samego końca trudno odkryć kto stoi za morderstwami. Błądzimy od jednego śladu do drugiego, ciągle dając się zwodzić na manowce. Patrząc na powieść przez pryzmat literackiego debiutu prezentuje się ona dość przyzwoicie. Niestety zabrakło mi w niej najważniejszego: emocji i poczucia niepokoju.
Wszystko działo się jakby poza mną. Fabuła biegła w jedną stronę, myśli w drugą. Nie wiem czego to wina. Zbytniego skupienia się na szczegółach, czy może za małej ilości dynamicznej akcji? Nie porwało mnie to, ani nie wzruszyło. A szkoda, bo miałam nadzieję na dobrą rozrywkę.
Janusz Grabowski „Wiadomość ze Sztokholmu”
Ilość stron: 304
Wyd. Marginesy
Ocena: 3/6
może zła pora na czytanie tej książki? Fabuła wydaje się być interesująca.
OdpowiedzUsuńNa razie chyba sobie odpuszczę:)
OdpowiedzUsuńNie znam autora i chyba się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie wolę jeśli autor bardziej skupi się na fabule niż na opisywaniu architektury, więc raczej się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńChętnie poznam polski kryminał wzorujący się na skandynawskich :)
OdpowiedzUsuńJa tam wolę oryginalne skandynawskie kryminały:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Szkoda, że zabrakło w tej książce emocji, gdyż sam pomysł na fabułę uważam za świetny.
OdpowiedzUsuńPo opisie, który zawarłaś na początku, wydawało mi się, że dalej będziesz książkę chwalić, bo pomysł wygląda bardzo interesująco. Szkoda więc, że to nie jest tak dobra powieść, jak można się było spodziewać.
OdpowiedzUsuńTez o niej ostatnio pisałam. Fakt, szału nie ma ;)
OdpowiedzUsuńA właśnie zastanawiałam się nad tą książką... Na razie odpuszczę ją sobie.
OdpowiedzUsuńRaczej nie skorzystam:/
OdpowiedzUsuńChyba ją sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNie moja bajka, tematyka nie należy do moich ulubionych, a i minusy mnie od niej odstraszają...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Klaudia.
Nie moja bajka. Wolę coś... spokojniejszego :)
OdpowiedzUsuńSkoro jakoś specjalnie nie zachwyca, raczej nie sięgnę po tę książkę. ;)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytałabym tą książkę ponieważ fabuła wydaje się ciekawa ale, twoja recenzja zniechęciła mnie i na razie chyba sobie odpuszczę. Pozdrawiam i zapraszam do mnie na http://kulturalna-rzeczywistosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHm, jestem rozdarta, chyba na jakiś czas odpuszczę.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale niestety nie mam zaufania do polskich kryminałów. Może dlatego, że ogólnie nie czytam tego gatunku zbyt często. O tej książce słyszę/czytam pierwszy raz i chyba na tym zakończę, bo nie zamierzam po nią sięgać.
OdpowiedzUsuń