Takie hasło wita nas po otworzeniu książki Deb Perelman, z tym, że jest ono właściwie zbędne, bo nawet po sytym posiłku i tak będziemy chcieli spróbować czegoś więcej. Te zdjęcia, opisy, forma przekazu! Każde danie to osobna historia i pogawędka z przyjaciółką. Sugestie jak odmierzać proporcje, trafić w idealną jakość składnika, moment by odwrócić coś na drugą stronę.
Przepisy są przeróżne (mniej i bardziej skomplikowane), ale każdy z nich poprzedzony anegdotą, staje się smakiem, który łączymy z konkretną sytuacją i osobą. Właściwie jedzenie temu ma przecież służyć - rozmowie i okazji do spotkania z najbliższymi dla nas ludźmi.
Smitten Kitchen tworzy siedem działów tematycznych: śniadania; sałatki; kanapki, tarty i pizze; dania wegańskie; owoce morza, drób, mięso; słodycze; przekąski i napoje na imprezy. Każdy dopracowany w tak obsesyjnym stopniu, że wybór idealnego przepisu na muffiny zajął autorce aż sześć miesięcy pracy! Ale to wszystko jest mało ważne, bo nawet najlepszy przepis zginie, jeśli jego opis nie podziała na wyobraźnię czytelnika (w tej kwestii Deb jest dla mnie mistrzynią).
"Gdy tylko zdążysz zaparzyć kawę, pokroić owoce i nakryć do stołu, wyciągniesz z pieca pofalowanego jak ocean złotego naleśnika - nie nadmuchanego, ale przypominającego zmięte prześcieradło. Jego brzegi będą chrupiące. A o środku będziesz śnić na jawie przez całą resztę dnia" - nie wiem jak wy, ale po takim fragmencie od razu nabrałam ochoty na naleśniki.
Już mi ślinka cieknie na widok zawijasów z rodzynkami.
OdpowiedzUsuńMam słabość do tak perfekcyjnie wydanych książek, będzie kolejna pozycja na liście do Mikołaja.
OdpowiedzUsuń... makaron wygląda smakowicie 😉😊... chyba muszę się zainteresować tą książką 😊...
OdpowiedzUsuń