16:17

Listopadowe porzeczki - Andrus Kivirähk


Opowieść bez początku oraz końca. Dziwna, naszpikowana złymi życzeniami, choć bardzo baśniowa. Oto mała wioska w Estonii, zamieszkana przez ludzi, upiory i duchy. Mieszkańcy wchodzą w konszachty z diabłem, patrzą krzywo jeden na drugiego i wszyscy kradną. Nie ma tu słońca, nie ma szczęśliwej miłości, nawet nadzieja woli to miejsce omijać.  

Andrus Kivirähk stworzył książkę będącą jak listopad. Mroczną i mglistą, ale w tej ciemności skryła się potężna magia. Chyba jeszcze nigdy brzydoty nie ukazano w tak piękny i trudny do znienawidzenia sposób. Tak wciągający, mimo niechęci do każdej występującej w niej postaci. Jest tu zazdrość i obłuda. Bieda, brud i zakłamanie. Ludzie gotowi są zwieść diabła, byle pod swym dachem zgromadzić jak najwięcej.

Oto straszny świat upiorów i umarłych, choć jeszcze silniej starszą w nim ludzkie postacie. 

"To wyście są niegodziwce! Okradacie barona, okradacie jedni drugich i okradacie same piekło, ale do zapłaty nigdy wam nie spieszno".

Zjawiskowa i nieoczywista. Listopadowa lektura w najlepszej postaci.


Andrus Kivirähk "Listopadowe porzeczki"
Ilość stron: 290
Wyd. Literackie
Ocena: 6/6

4 komentarze:

  1. Raczej nie dla mnie, nie tym razem. Mimo że tematyka północna dosyć mocno w pewnym okresie czasu mnie zajmowała :-) . Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Osoby lubiące tego typu książki na pewno zainteresują się ten tytułem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od czasu do czasu sięgam po estońską literaturę, więc tę książkę prędzej czy później też przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoja recenzja mnie mocno zachęca. Z tym, że trafiam niekiedy na nieoczywiste literatury, które wcale nie były fajne. Dlatego waham się...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Varia czyta , Blogger