To moje siódme
Krakowskie Targi Książki. Pamiętam jeszcze imprezę organizowaną w pierwszej hali przy ul. Centralnej. Był tam ścisk, niesamowita duchota i właściwie brak wentylacji. Wszyscy żyli nadzieją i oczekiwali obiecywanych przenosin do
Hali Expo. Zapowiadano mnóstwo nowego miejsca, ładniejszą lokalizację, świetne warunki... Cóż mogę powiedzieć po tych siedmiu latach? Niestety tyle, że prócz adresu nie zmieniło się nic.
Jak było ciasno, tak jest, choć budynek powierzchniowo na pewno jest większy, ale szerokość alejek względem zainteresowania nie daje rady. Ludzie się przeciskają, potrącają. Absurdem jest według mnie wypuszczanie w tłum "pluszaków", które samym strojem zajmują całą powierzchnię. Co jednak boli mnie najbardziej, to beztroska organizatora, który raz, że z roku na rok nie wprowadza żadnych nowości - nie testuje innego ustawienia stoisk (największe wydawnictwa są obok siebie, więc gdy dodamy do każdego po głośnym nazwisku, zapomnijmy o przejściu tamtą stroną), a po drugie brak pomysłu by tę sytuację i brak komfortu poprawić.
Spotkanie z Camillą Läckberg. Zainteresowanie gigantyczne (co chyba nikogo nie dziwi). Komu zależało bardziej, ten wcześniej ustawiał się w kolejce. Mnóstwo osób czekało po 1,5 a nawet 2 godziny, by na samym końcu zostać zepchniętym i niemal zadeptanym przez tych, którym się spieszyło i mieli w poważaniu wszelkie zasady kultury.
Największa gwiazda szwedzkiego kryminału, zaproszona została do sali ulokowanej na środku głównego korytarza. Czekając na podpisy zatamowaliśmy całe przejście, nie było ustawionych żadnych barierek nadających kształt, choćby połowie kolejki. Można było postawić wijące się alejki, raz, że każdy wiedziałby gdzie stoi, a dwa bylibyśmy mniej rozproszeni - inni mogli by przejść. Na miejscu powinno stać dwóch ochroniarzy, jeśli niezaplanowanych od razu, to wysłanych tam zapobiegawczo dla utrzymania porządku przy takim tłumie. Nie było żadnej z tych rzeczy, więc gdy tylko drzwi się otworzyły koniec kolejki szturmem ruszył na wejście. Ludziom puściły nerwy, były wrzaski, przepychania (pamiętajmy, że w kolejce były osoby z małymi dziećmi). Do opanowania tłumu wysłano filigranową blondynkę - nie ujmuję jej kompetencji, jak kobiecina ryknęła to nawet rosłe chłopy się cofały, ale przez całe dwie godziny nie oddelegowano jej nikogo do pomocy!
Camilla z uśmiechem starała się podejść do całej sytuacji, żartowała, że czuje się jak gwiazda rocka, ale na swoim >>
instagrame<< nie omieszkała wspomnieć o chaosie i małej panice - czy tak powinno się przyjmować gości?
Pierwsza zasada zgromadzeń grupowych - tłum NIGDY nie myśli, tłum działa na zasadzie emocji, to organizator musi nim kierować! Przewidywać, co się może wydać i dbać o wspólne bezpieczeństwo!! Ja przyznam, że przyparta do ściany i depcząca po przewróconym krześle bezpiecznie się w ogóle nie czułam....
Nie narzekam na autorów, choć na każdej edycji są właściwie zawsze w identycznym składzie, to jednak przykro mi jest, gdy się nie wyciąga wniosków płynących z lat poprzednich. Z roku na rok, co idealnie widać po statystykach, liczba odwiedzających Targi wzrasta - z 35 000 osób w 2011 roku do 68 000 (!!) w 2016.
Hala Expo, niestety więcej już nie pomieści, niezbędne jest poszukiwanie nowej lokalizacji, albo zastanowienie się jak w inny sposób rozwiązać tę patową sprawę.
Dziś, choć ochłonęłam już z najgorszych emocji, czuję niesmak, bo tych kilka dni w roku to jest nasze święto, a właściwie
powinno być nasze literackie święto. Obecnie jest to walka o podpis, o spotkanie, o to by w jednym kawałku wydostać się z alejki...
Brakuje mi wprowadzania nowości, urozmaiceń w programie. Promocji, które dorównywałyby tym, które Wydawnictwa mają na swoich stronach. Postęp widać jedynie na stoiskach - coraz ciekawsze pomysły, aranżacje, zawsze miła i pomocna obsługa. Tylko, że w momencie, gdy po godzinie mamy ochotę uciec od Expo jak najdalej, sami wystawcy sprawy nie uratują...