"Zawsze przyglądał się z niepokojem, jak sąsiednie kolory powoli się przenikają. Wchłaniały się nawzajem i nigdy później nie były już takie jak przed zetknięciem się ze sobą".
Czytuje go od czasu Błędów i z każdą kolejną książką, coraz trudniej zebrać mi szczękę z podłogi. To niesamowite, jak Kuba rozwija się z książki na książkę. Jak jego język się upraszcza, a zarazem wyostrza. Sąsiednie kolory to uczta słowa. Jego poetyckości, trafności. To ogromny ładunek emocjonalny zamknięty w każdym zdaniu. Nikt tak nie potrafi nazywać uczuć i opisywać, co kryje się w duszy każdej postaci.
Poznajemy tu Krystiana, który jest stolarzem, ale zamiast mebli, głównie buduje trumny. Jego ostatnie zlecenie, to pochówek dla młodej kobiety, która, jak mawiają, umarła z tęsknoty. Iwona, bo tak miała na imię, staje się nagle jego obsesją, budząc w nim, zapomniane dotąd uczucia.
„Ponieważ nie miał ze światem żadnej relacji, świat nie mógł mu już nic zrobić”.
Powieść klimatyczna, ale i bardzo smutna. Nie tylko Krystian, ale każdy z bohaterów przeżywa tu trudne chwile, szukając akceptacji, miłości czy po prostu bezpieczeństwa. Sąsiednie kolory, to dla mnie historia, w której bez znaczenia są ramy czasowe. Może i akcja rozgrywa się na początku dwudziestego wieku, ale dotyka spraw ponadczasowych, również teraz bardzo nam bliskich.
Poetycka i kameralna.
Ta książka zachwyca.
Polecam.
Po prostu.
Jakub Małecki "Sąsiednie kolory"
Ilość stron: 252
Wyd. SQN
Ocena: 6/6