W krainie śniegu

11:02

W krainie śniegu


Szczęśliwego Nowego Roku, nich 2015 będzie lepszy od poprzedniego.
Jego wysokość Longin - Marcin Prokop

09:01

Jego wysokość Longin - Marcin Prokop

Najwyższy chłopak w swojej klasie oraz wśród kolegów na podwórku. Starszy brat Sebastiana, wielbiciel pierogów babci i twórczości wujka Dariusza. Oto Longin, czyli wspomnienia z dzieciństwa Marcina Prokopa.

Jego wysokość czytało mi się znaczniej przyjemniej, niż twórczość Chylińskiej. Może to zasługa elementów autobiografii, a może Marcin potrafi po prostu znacznie lepiej pisać. Więcej tu wątków, postaci, wydarzeń. Zabawnych sytuacji i prozy życia, która oczami dziecka wydawała się mi się przyjemna, jednak dla rodziców stanowiła nie lada wyzwanie.

Jak zmieścić dwoje chłopców w niby pokoju, urządzonym za lodówką? Pogodzić się z tym, że jeden z nich ma wymyślonego przyjaciela?

Jego wysokość Longin to przede wszystkim urok dzieciństwa. Bohater zbierający puszki, bawiący się w podchody… Podobała mi się ta książka, i to bardzo. Przywołała masę własnych wspomnień, zachęciła do przyniesienia starych pudeł ze strychu…
                                                    
Lektura zarówno dla dużych, jak i małych, choć w tym przypadku bardziej obstawiam za uciechą rodziców, niż ich dzieci. Przypisywanie Longina wyłącznie do gatunku bajki, mocno tej książce szkodzi. Stąd warto ją czytać, ponad podziałami.


Marcin Prokop „Jego wysokość Longin”
Ilość stron: 160
Wyd. Znak
Ocena: 5/6
Czym skorupka za młodu nasiąknie

08:37

Czym skorupka za młodu nasiąknie

Ostatnio w sieci popularny jest temat zabaw dziecięcych i tego, jak samemu spędzało spędzało się wtedy czas - wszystko przez Marcina Prokopa i jego książkę, o której jutro będzie więcej na blogu. Wzięło mnie przez to na wspominki i zmobilizowana jednym konkursem, wyskrobałam taką oto odpowiedź:

Podstawową zabawą rocznika ’87, była oczywiście różowo-neonowa guma, zawieszana od kostek po szyje i przeskakiwana na dziesiątki różnych sposobów. Najpierw było raz dwa trzy, potem raz dwa, a na raz człowiek często się „kuł”, bo zapomniał o środku, że trzeba go było wyskakać obiema nogami ;)


Nieśmiertelny był również berek, albo „masz go na wysokim” – biegało się po całym podwórku na zasadzie berka, ale kto wspiął się na coś wyższego, ten był nietykalny.

Do szkoły nosiło się buty na zmianę, butlę herbaty, drugie śniadanie, książki i oczywiście pięciokilogramowy segregator wypełniony po brzegi karteczkami ;) Na przerwach była wymiana i targowanie się, że Kaczor Donald to tylko za dwa inne wzory, a gwiazdy muzyki pop (spice girls czy backstreet boys - tak to "te" czasy) to minimum trzy albo cztery :)


Najzabawniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że niby ta kolekcja to taka pierdoła, a do dziś mam segregator schowany na strychu. Gdzieś tam leżą też żetony z tazo (szał na Gwiezdne Wojny), a nim nastał na nie szał, zbierało się jeszcze karteczki z notesów z różnymi motywami, niestety one już się nie zachowały.

Były też pojedynki, kto włoży do buzi więcej gumy szok i się nie wykrzywi, budowanie zoo z udziałem zwierzaków z Kinder Niespodzianki, układanie puzzli (kocham je do dziś!) i moja pierwsza gra elektroniczna „Jajcołap”, czyli rosyjski Wilk i Zając skaczący po ekranie z koszyczkiem na jajka - nadal działa :))


Rany ile to już lat od tamtej pory minęło… aż normalnie żal mi tego okresu… A jakie były Wasze ulubione gry? Mamy jakieś wspólne wspomnienia?

p.s. zwróćcie uwagę na konsekwencję językową w albumie Tazo - "specjalna edition" i od razu robi się weselej :)
Jadłonomia - Marta Dymek

11:11

Jadłonomia - Marta Dymek

Mówiono kiedyś, że bez mięsa nie da się dobrze zjeść. Dziś ten stereotyp na szczęście odchodzi już do lamusa, jednak wyeliminowanie z diety wszystkich, odzwierzęcych produktów, nadal wzbudza spore kontrowersje. Sama nie wyobrażam sobie życia bez serów oraz jajek, ale roślinne wcale nie oznacza dla mnie nudnie czy bezsmakowo. 

Jadłonomia to kolejna kulinarna nowość i blog przeniesiony z sieci w formę namacalną. Martę Dymek będą znać zarówno widzowie Dzień Dobry TVN, jak i miłośnicy wegańskich kulinariów. Sama odwiedzam ją od kilku miesięcy i uwielbiam czerpać z jej strony przepisy na ciasta oraz szybkie przekąski.

Nie jest to pozycja tak dopieszczona, jak opisywane niedawno What Katie Ate, ale nie mam wobec niej większych zastrzeżeń. Ogromnie cieszy mnie fakt, że "babcine", szare książki odchodzą w niepamięć, a kulinaria wydaje się teraz nie tylko dla smaku, ale ku uciesze wszystkich naszych zmysłów. 

Przepisy tworzone od podstaw i roślinne wariacje na temat dobrze znanych nam smaków. Jadłonomia to książka nie tylko dla chcących zdrowo się odżywiać, ale absolutnie dla każdego, kto choć trochę lubi warzywa. Udowadnia, że weganizm nie jest wcale wymysłem ortodoksyjnego dziwaka, a wykorzystywanie w tradycyjnej kuchni roślinnych pomysłów, staje się dla niej ciekawą alternatywą. 

Przepisy Marty:
1   I   2   I   3   
Marta Dymek "Jadłonomia"
Ilość stron: 288
Wyd. Dwie Siostry
Ocena: 5/6
What Katie Ate - Katie Quinn Davies

08:56

What Katie Ate - Katie Quinn Davies


Wiem, że książki kucharskie powinny służyć do przyrządzania dań, ale są kompilacje przy których ich użyteczność nie ma większego znaczenia. Tytułem, który idealnie wpasowuje się ten nurt jest What Katie Ate i każdy kto weźmie go do ręki, dokładnie zrozumie, co mam na myśli. 

Katie jest w głównej mierze graficzką, a dopiero potem miłośniczką kuchni i blogerką. W jej publikacji wszystko dopracowane zostało do ostatniej kropki i nawet marginesy zachwycają starannością wykonania. W kwestii przepisów znajdziemy tu kilka wskazówek oraz praktycznych porad. Pomysły na śniadania i lunche, sałatki, kanapki, obiady, przekąski oraz desery… słowem dania na każdą okazję i porę dnia. Co jest jednak zaskakujące to fakt, że autorka dryg do fotografii odkryła w sobie bardzo późno, bo już po pierwszych cukierniczych eksperymentach, a blog pojawił się dopiero na szarym końcu jej drogi.

Książka jest przepiękna i myślę, że zgodzą się ze mną nie tylko ci, co biegają z aparatem. Przepisy należą do prostych, ale jest kilka takich, na które sił mi raczej nie starczy - po co jednak gotować, kiedy można zachwycać się samym ich widokiem ;) Pisząc całkiem poważnie, ta książka to małe dzieło sztuki, przy którym jej podstawowe przesłanie - gotowanie - spada po prostu na drugi plan. 

Ciekawe przepisy i absolutna przyjemność dla każdego, kto lubi apetyczne widoki. W końcu nie na darmo Katie nazywana jest stylistką żywności. 


Katie Quinn Davies - What Katie Ate
Ilość stron: 298
Wyd. Buchmann
Ocena: 6/6

Copyright © Varia czyta , Blogger