Zdawać by się mogło, że w temacie
zombie nie można już stworzyć nic dobrego, że wszystko już było i po co się
powtarzać. Nic bardziej mylnego. Isaac Marion w swej debiutanckiej powieści
połączył to, co w gatunku najlepsze:
flaki, nastrój oraz przewrotność akcji, czyli dobra zabawa gwarantowana.
R nie pamięta skąd się wziął, ile ma lat, ani jak tak
naprawdę się nazywa. Jego najlepszym przyjacielem jest M, z którym wspólnie
polują, jęczą, a w zasadzie głównie stoją i wpatrują się w horyzont. Wszystko
to jednak ulega zmianie, gdy pewnego dnia R poznaję Julie, wyjątkową dziewczynę
z krwi i kości. Mimo, że ciało R nadal ulega rozkładowi, zaczyna budzić się w
nim nowe, niespodziewane życie, a następstwa tego stanu są naprawdę
niewyobrażalne.
Za najlepszą rekomendację książki
niech posłuży fakt, że dostałam ją poniedziałek po południu, a we wtorek o tej
samej porze byłam już po lekturze i w trakcie pisania recenzji. Wiecznie
żywy czyta się praktycznie sam i nie ma w nim słabych momentów. Jedyną
rzeczą jaką mogę mu zarzucić, to niepotrzebne nawiązania do
Shakespeare’owskiego dramatu, ale prócz sceny balkonowej oraz imion bohaterów
niż szczególnie nie razi. Wręcz przeciwnie, siedzi się jak na szpilkach
czekając co będzie dalej i dopinguje się R, by w końcu udało mu się zrealizować
swoje plany.
Niestety mam wrażenie, że
wydawnictwo „strzeliło sobie w kolano” reklamując powieść nazwiskiem Stephanie
Meyer. Znając życie więcej osób zrezygnuje przez to z książki niż po nią
sięgnie, a szkoda, bo Marion odwalił kawał dobrej roboty. Jego historia jest
żwawa, nie ma w niej ckliwości, ani biadolenia o pięknych oczach. Jest za to
krew, urywanie głów i nierówna walka z zarazą.
Na dniach planuje zobaczyć
ekranizację Wiecznie żywego (który
tak prawdę, pierwszy raz w druku ukazał się po tytułem Ciepłe ciała ) i po zwiastunie mam wrażenie, że tu również się nie
zawiodę. Jest akcja. Są zęby. Niech żyje zombie!
Isaac Marion „Wiecznie żywy”
Ilość stron: 308
Wyd. Replika
Ocena: 5/6
Jakoś mnie zombie nie interesują. Wolę już wampiry, ale z czystej ciekawości ekranizacje ,,Wiecznie żywego'' obejrzę.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie denerwuje to, że ta książka została drugi raz wydana pod zmienionym tytułem i w ogóle jest reklamowana jako kolejny paranormal. Ja w niej dostrzegłam właśnie satyrę na wszystkie związki człowieka z innymi istotami, a oprócz tego także ciekawe spojrzenie na ludzką naturę.
OdpowiedzUsuńMnie również irytuje wydawanie tej samej książki pod innym tytułem, uważam, że jest to działanie na niekorzyść czytelnika.
UsuńKsiążka bardzo się podobała, co prawda dla mnie historia ta była metaforą życia, a nie satyrą na związki człowieka z innymi istotami, szalenie prawdziwą i piękną. Niestety ubolewam nad tym, że moje kino nie wyświetla ekranizacji tej książki :/
Jakoś mam wrażenie, że to musi być dosyć zabawna powieść :) Muszę się w nią zaopatrzyć i przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na tą książkę. Chociaż tematyka zupełnie nie dla mnie, to mimo to mam na nią ochotę. Zabawna jest. Film też mam zamiar obejrzeć :D Pozdrawiam :) ja-ksiazkoholiczka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, jak spotkam zobaczę, może się skiszę :)
OdpowiedzUsuńOstrzę sobie pazurki na tę książkę. Może kiedyś uda mi się ją dorwać xD
OdpowiedzUsuńWidziałam zwiastun filmu, zapowiada się całkiem nieźle :)
OdpowiedzUsuńA na książkę mam ochotę już od dawna, dzięki, że przypomniałaś mi pod jakim tytułem była wydana wcześniej bo kompletnie wyleciało mi to z głowy ;)
mam wrażenie, że film będzie dokładnym odzwierciedleniem książki, dlatego literatura najpierw. szkoda sobie psuć zakończenie.
UsuńChyba na początku pójdę na film, bo a i tak mam go w planach, a zanim dorwę książkę to trochę potrwa :)
OdpowiedzUsuńA mnie jakoś ta książka nie porwała. Ot, taka tam przeciętna pozycja.
OdpowiedzUsuńCzytałam książkę i oglądałam film :) To i to bardzo mi się podobało ;)
OdpowiedzUsuńmam wrażenie, że w moim przypadku będzie tak samo :)
UsuńMuszę koniecznie przeczytać. Książka do mnie przemawia bym ją pochłonęła.
OdpowiedzUsuńz Twojego opisu wynika, że to naprawdę bardzo ciekawa pozycja. Chyba też po nią sięgnę....:)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, widząc rekomendację Stephanie Meyer nie sięgnęłabym po tę książkę. Ale ponieważ Twoja recenzja dobrze świadczy o książce to chętnie przeczytam ;D
OdpowiedzUsuńO nie, znowu zombie... i to jeszcze z rekomendacją Meyer...
OdpowiedzUsuńnie moja para kaloszy.
na temat rekomendacji odniosłam się w recenzji, więc nie ma się co nią sugerować.
UsuńMeyer powinna milczeć i nie reklamować tej książki bo tylko odstrasza. Gdybym nie widziała filmu to bym przez jej nazwisko nie tknęła tej książki.
UsuńNie czytałam nigdy powieści, w której występuje zombie...byłoby to dla mnie całkiem nowe doświadczenie, a o to chyba chodzi, aby swą wiedzę o literaturze poszerzać i nowe "smakować", więc czemu nie?
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu widziałam kilka odcinków serialu Walking in Dead (czy jakoś tak), ale skapitulowałam - nie byłam w stanie oglądać (w przeciwieństwie do mojego męża, który ma za sobą kilka sezonów). Jednak w wersji papierowej tego typu historia może się okazać bardziej strawna:)
Książka super. Jak pomysle , ze przez pania od zmierzchu nie przeczytlabym tej ksiazki to robi mi sie zle eheh. Ona robi niedzwiedzia przysluge tej pozycji literackiej, odstrasza a nie zacheca. Boje sie zombie a kocham R paradoks. Polecam wszystkim anty fanom zmierzchu.
OdpowiedzUsuńTak R da się lubić.
Usuń