Terroryści,
żeby dowieść swojej siły zdolni są do wszystkiego. Mordują ludzi, potęgują
chaos. Najgroźniejszy ich rodzaj to bez wątpienia samobójcy – wojownicy, którzy
nie powstrzymają się przed niczym, aby siać grozę i zniszczenie.
Daria
Vermiglio piękna, elegancko ubrana kobieta, leci właśnie do Nowego Jorku, w
celu sporządzenia serii wywiadów do młodzieżowego magazynu Klic. To
wszystko, to jednak tylko przykrywka. Rzekoma dziennikarka, zakażona została
zmodyfikowanym wirusem ospy i ma go przekazać, jak największej liczbie osób. W
ciągu szesnastu dni świat zostanie wystawiony na ogromną próbę. Co zrobią
władze Ameryki i jak powolne umieranie zniesie sama wysłanniczka?
Książka
spędziła trochę czasu na mojej półce, ponieważ nie byłam przekonana do jej
tematu ani sensacyjnej otoczki. Cały ten terroryzm oraz porywanie samolotów
zdrowo mi się przejadły, stąd wątpliwości czy wymiana porwania na wirus
cokolwiek w tej kwestii zmieni.
Stephen
Miller zabrał się za temat bardzo popularny, i chociaż nie mogę powiedzieć, by
jego historia mnie w jakiś sposób nudziła, to nie doszukałam się w niej również
niczego nowego. Jest akcja, dobrze skrojona bohaterka, ale żeby zjeść na tym
paznokcie… nie w ten
sposób i nie w takim stylu.
Książka
ciekawa, ale za mało w niej "czynnika ludzkiego". Jest doktor z ciężko chorą żoną,
wspominana wcześniej Daria oraz kilka mniej znaczących postaci, mimo to prócz
dylematów wysłanniczki nie znalazłam w niej żadnej refleksji.
Fikcyjna,
acz naszpikowana realizmem historia zagłady. Dobrze się czyta, sęk jednak w tym, że całość nie do
końca w moim guście.
Stephen
Miller „Wysłanniczka”
Ilość
stron: 448
Wyd.
Muza
Ocena:
4/6