Autorzy kryminałów przyzwyczaili
nas do schematu, który w większości książek wygląda bardzo podobnie: ktoś
popełnia zbrodnię, policjant o burzliwej przeszłości bądź problemach z
alkoholem postanawia odnaleźć sprawcę. Nie jest to łatwe, jednak dzięki
sprytowi i odrobinie szczęścia winny trafia za kratki, a komisarz na izbę
wytrzeźwień. W między czasie w fabułę zostaje wpleciona kobieta i rzecz dzieje
się w małej wiosce nad brzegiem morza. I chociaż nie mam nic do powyższego
opisu, to ku mej uciesze Chris Tvedt podchodzi do sprawy zupełnie inaczej.
Mikael Brenne to dobrze sytuowany
prawnik, którego kariera zaczyna nabierać tempa. Napędzany falą zwycięstw
Mikael, podejmuje się sprawy, której nie można wygrać, i która z góry wydaje
się być skazana na porażkę. Jego klient oskarżony został o zgwałcenie i
zamordowanie nastolatki, a świadkowie nie mają cienia wątpliwości, że to
właśnie jego widzieli na miejscu zbrodni. Początkowo rzecz wygląda
beznadziejnie, ale nasz bohater nawet nie przewiduje jak trudna i złożona okaże
się być ta sprawa.
Nie chcę się rozpisywać na temat akcji, ponieważ jej siła tkwi w zaskoczeniu, ale mam ważenie, że na
brak rozrywki nikt narzekać nie będzie. Autor jest adwokatem i sądowej potyczce realizmu odmówić nie można, ale niestety nie wszystko jest tutaj
piękne i cudowne. Zdarzały się momenty w których trudno było uwierzyć, że Mikael jak
za dotknięciem magicznej różdżki odkrywa kolejne elementy układanki, a obcy
ludzie wyjawiają mu rodzinne sekrety. Zabrakło mi w tym wątpliwości i zwyczajnego dystansu, bo przecież nie wszystkich da się przekupić jedną butelką bimbru.
Jakkolwiek by jednak nie
narzekać, to w trakcie lektury zarzuty te gdzieś umykają i dajemy się
wciągnąć w wir wydarzeń. Spore znaczenie ma w tym język Tvedt’a. Krótkie zdania
oraz prosty styl sprawiają, że nie sposób się zatrzymać.
Zachęcam byście sprawdzili to „na własną rękę”. Sądzę, że warto.
Zachęcam byście sprawdzili to „na własną rękę”. Sądzę, że warto.
Chris Tvedt „Na własną rękę”
Ilość stron: 368
Wyd. Nasza Księgarnia
Ocena: 4,5/6
Nie znam dzieł Chrisa Tvedta, ale na chwilę obecną na razie nie jestem zainteresowana jego twórczością, dlatego „Na własną rękę” odłożę sobie na późniejszy termin.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa sposobu, w jaki bohater rozwiązuje zagadkę kryminalną:) Mam nadzieję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Brzmi ciekawie i interesująco, chętnie się za nią rozglądnę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRzadko czytam książki o podobnej tematyce, ale od jakiegoś czasu mam ochotę na dobry kryminał. Może poleciłabyś mi jakiś tytuł, który zrobił na Tobie wrażenie? :)
OdpowiedzUsuńkryminałów znam bardzo wiele, ale wszystko zależy od tego czego w nich szukasz. jeśli dusznej atmosfery to polecam W bagnie Arnaldura Indridasona, jeśli akcji i romansu to Zdrada i śmierć Nory Roberts, jeśli oryginalności i dziwności sięgnij po Sorry Zorana Drvenkara, a jeżeli lubisz klasyczne kryminały, takie jak za dawnych lat to Ani żadnej rzeczy... PM Nowaka. dobre książki pisze też Jan Costin Wagner, takie w typowy skandynawskim klimacie, mimo że jest pochodzenia niemieckiego.
UsuńKryminały, jak już pewnie pisałam, to nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć. Czuję się zaintrygowana :)
OdpowiedzUsuńKiedyś na pewno się skuszę.
OdpowiedzUsuńNa razie chyba spasuję, ale zapamiętam na przyszłość.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za kryminałami, ale czuję się zaintrygowana. Może ta książka zmieni moje patrzenie na ten gatunek?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytalem zadnej ksiazki Chrisa Tvedta, ale widze, ze pora to zmienic :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tą książkę na pewno przeczytam! Starsznie mnie zachęciłaś tą recenzją :)
OdpowiedzUsuń