Jak tylko widzę zestawione z sobą
słowa „kultowe” i „skandynawskie”, dostaje małpiego rozumu. Od razu chcę to
mieć, siąść, czytać i się zachwycać. Na Lasy wiecznie śpiewają
polowałam od dawna, ale dopiero najnowsze ich wydanie, sprezentowało mi szansę
na zatopienie się w lekturze.
Lasy to blisko sześciuset
stronicowa saga o życiu dwóch norweskich wspólnot: ludzi z równiny – Borgland
oraz ludzi z gór – Björndal. Mentalnie dzieli ich niewiele, za to fizycznie
odgranicza gęsty i niebezpieczny las.
Przez lata między tymi grupami narastała potężna, wzajemna niechęć. Zazdrościli sobie bogactwa, terenów pod uprawę roli. Dla Borgland synonimem dzikości zawsze byli ludzie z gór, kolei ci mieli równinnych za naiwnych pachołków. Jak na przestrzeni kilku pokoleń, układały się ich wzajemnie relacje? Doszło do zgody, a może rozpętano wojnę?
Przez lata między tymi grupami narastała potężna, wzajemna niechęć. Zazdrościli sobie bogactwa, terenów pod uprawę roli. Dla Borgland synonimem dzikości zawsze byli ludzie z gór, kolei ci mieli równinnych za naiwnych pachołków. Jak na przestrzeni kilku pokoleń, układały się ich wzajemnie relacje? Doszło do zgody, a może rozpętano wojnę?
Gulbranssen życie na norweskich
terenach rysuje, jako trudne i wymagające sporych umiejętności. W surowych
warunkach, gdzie nawet serca zdają się być wykute z lodu, wbrew pozorom każdy
pragnie bliskości. I to właśnie miłość oraz honor przodków, odbijają na tych kartach największe piętno.
Szkoda tylko, że jak na mój gust za dużo jest tutaj opisów. Na papierze każdy las wygląda dla mnie tak samo, stąd
większość z nich pomijałam wzorkiem. Widoki pooglądam sobie na żywo w czerwcu,
za to w historiach tego typu najbardziej interesują mnie ludzie. A osobowość i
charakterność tutejszych zasługuje na uznanie.
Przedstawienie w atrakcyjny
sposób, losów kilku pokoleń nie jest łatwym zadaniem. Gulbranssenowi akurat to
się udało. Czuć tu ducha przeszłości nie tylko bohaterów, ale i samego autora.
Napisana przed stu laty powieść obiegła już pół globu, została sfilmowana i
doczekała się dwunastu milionów sprzedanych egzemplarzy.
Fascynacją bym tego nie nazwała,
ale pasjonatom powinno się podobać.
Trygve Gulbranssen „A lasy
wiecznie śpiewają”
Ilość stron: 560
Wyd. Zysk i S-ka
Ocena: 4/6
Nie wiem czy przeczytam tą książkę, ale może kiedyś ; )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :>
A ja uwielbiam tę sagę! Poznałam ją dobre kilkanaście lat temu i do tej pory zajmuje specjalne miejsce w moim sercu:)
OdpowiedzUsuńmoja przygoda z obszernymi sagami dopiero się zaczyna. w planach mam jeszcze dwie.
Usuńto już druga recenzja tej książki,którą czytam od wczoraj. zaciekawiła mnie bardzo i myślę, że przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Karolina uwielbiam tę książkę. Przeczytałam ją mając kilkanaście lat, czyli już lata świetlne temu i nadal jestem pod jej urokiem, i faktycznie bardzo dużo w niej opisów :-)
OdpowiedzUsuńdo opisów mam awersję od czasu obowiązkowego czytania Sienkiewicza. część z nich czytam, część pomijam, ale w ogólnym odbiorze lektury mi to nie przeszkadza.
UsuńPrzymierzałam się kilka razy do tej książki i zawsze mnie pokonywała.. chyba właśnie przez te rozwlekłe opisy:/
OdpowiedzUsuńHmm, no nie wiem, jakoś tak średnio mi ona podchodzi... :)
OdpowiedzUsuńtrzeba lubić takie klimaty.na siłę 600 stron się nie ma szans przerobić.
UsuńTo moja ukochana książka. W drugim tomie chyba opisów jest mniej.
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta recenzja i bardzo chciałabym ją przeczytać, już sprawdziłam katalog biblioteki, ale jej nie ma, bu :(
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńpolecam, ale zarezerwuj dla niej tak z tydzień wolnego czasu :)
UsuńTematyka ciekawa, ale przerażają mnie te opisy... W każdej książce one mnie przerażają, bo jeśli ich za dużo to czytanie strasznie męczy. Właśnie jestem po takiej lekturze, więc jeśli miałabym się decydować na powyższą, to musi minąć trochę czasu :)
OdpowiedzUsuńTo musi być niesamowita powieść! Ale jak na skandynawską, to i właśnie nieco cięższa, tęga... Tu pewnie przez te opisy. Ja pewnie po nią na razie nie sięgnę, ale zazdroszczę tym, co przeczytali ;)
OdpowiedzUsuńwytrwałości trzeba było, ale do Skandynawskich powieści od lat mnie silnie ciągnie.
UsuńPasjonatką nie jestem, ale książka mnie zaciekawiła. I to bardzo. Nie przerażają mnie nawet opisy przyrody:P
OdpowiedzUsuńRaczej nie sięgnę, nie zaciekawiła mnie na tyle.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nigdy nie słyszałam o filmie na podstawie tej książki. Może dlatego, że nie przepadam za skandynawską literaturą.. Nadmiaru opisów też nie lubię, również wolę skupić się na ludziach :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Natalia (http://caput-alterum.blogspot.com/)
Przyznam szczerze, że z chęcią bym przeczytała, mimo że książka chyba nie jest rewelacyjna, na co wskazuje ocena. Niemniej jednak jestem zachęcona :)
OdpowiedzUsuńPrawie 600 stron i dużo opisów? jedyne skojarzenie jakie przychodzi mi na myśl to nudna lektura szkolna więc podziękuję za tą książkę ;)
OdpowiedzUsuńCzyżby tam w tle był kubeczek z kotem Simona? :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zrecenzowałam tę książkę u siebie :). Mnie wcale nie przeszkadzały opisy, nawet chyba nie zauważyłam, że są długie, tak byłam nimi pochłonięta. Ogólnie książka zrobiła na mnie chyba trochę lepsze wrażenie niż na Tobie, ale w większości zdanie mamy chyba podobne :)
OdpowiedzUsuń