Sherryl Woods to amerykańska pisarka, tworząca powieści już od blisko trzydziestu lat. Zafascynowana romantyzmem z nutą rodzinnego ciepła, opracowała Kroniki Portowe. Jak do tej pory trzytomową sagę o losach rodzeństwa O’Brien. Światła portu to najnowsza część serii, poświęcona jednemu z braci - Kevinowi.
Kevin O’Brien po tragicznej śmierci żony przenosi się z synem do Chesapeake Shores. Sennego miasteczka, gdzie wszyscy się znają i nie sposób mieć przed sobą tajemnice. Szczególnie, gdy zamieszkuje je twoja, całkiem sporej wielkości rodzina. Kiedy do owej mieściny przyjeżdża Shanna, oczy całego miasteczka zwrócone są w jej stronę. Doraźna pomoc Kevina w urządzaniu jej księgarni, powoli przeradza się w przyjaźń. Jednak przeszłość obojga naznaczona jest bolesnymi przeżyciami, które w pewnym momencie zaważą na ich dalszym losie.
Światła portu to opowieść o stracie, obawach i nowym początku. To historia rodziny w której każdy może liczyć na pomocną dłoń bliskich, ale jest też bacznie przez nich obserwowany. Klan O'Brienów to familia jakich mało. Piątka rodzeństwa, które uwielbia się ze sobą droczyć. Skłócone stryjostwo, które swym sporem wzbudza więcej zabawnego zamieszania niż obaw oraz rodzice potrafiący zajść sobie za skórę. Choć brzmi groźnie, to przede wszystkim jest wesoło. Nastrój pogodnego harmidru udziela się wszystkim, również czytelnikowi.
Książka sprawia pozytywne wrażenie, ale jak na mój gust jest nieco zbyt sielankowa. Co prawda z początku poznajemy tragiczne losy każdego z bohaterów, ale potem wszystko, czego by się oni nie podjęli, kończy się sukcesem. Nową mieszkankę każdy od razu darzy zaufaniem i pędzi jej z pomocą. Rodzinne spory mijają po kilku zdaniach, a nowo otwarty biznes święci triumfy od pierwszych chwil istnienia. Chciałoby się, aby takie miejsca istniały naprawdę, ale kiedy dobrze wiemy jak jest w prawdziwym życiu, to zaczyna brakować tu trochę realizmu.
Nie mniej, jakby pominąć ten mały szczegół, albo uznać go wręcz za atut powieści, to można powiedzieć, że staje się ona świetnym sposobem na oderwanie się od codziennej ruty. Zabiera nas do optymistycznego świata, gdzie mimo większych lub mniejszych trudności wszystko się układa, a nadzieje na lepsze jutro nigdy nie ginie.
Zakończenie, jak to w takich historiach bywa, jest łatwe do przewidzenia, ale wydaje mi się, że w tego typu literaturze nie chodzi o element zaskoczenia, ale o emocje jakie ona przekazuje. Dzieje Shanny i Kevina trafiają bowiem do uczuć czytelnika i stają się mu bardzo bliskie. Zaczynamy przypatrywać się ich relacji i czekać na dalszy rozwój wydarzeń. A barwne dialogi oraz lekkie pióro autorki, tylko to ułatwiają.
Światła portu to kawałek niezłej, choć dalekiej od ideału literatury, która fanom gatunku pozwoli całkiem miło spędzić wolny dzień.
Książę otrzymałam jako egzemplarz recenzencki od serwisu Sztukateria, której udostępnienie było możliwe dzięki wydawnictwu Mira.
Sherryl Woods „Światła portu”
Ilość stron: 320
Wyd. Mira
Warszawa 2011
Ocena: 4/6
Muszę się zapoznać z którąś z książek Sherryl Woods. Mam nadzieję, że niedługo nadarzy się okazja:)
OdpowiedzUsuńCzytałam cały cykl i byłam pod wrażeniem, mnie się bardzo podobała...
OdpowiedzUsuńjakoś nie przepadam za powieściami tego typu,chociaż czasami nadają się na umilenie nudnego popołudnia
OdpowiedzUsuńChętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńnie czytałam
OdpowiedzUsuńale może zacznę
Okładka i opis mi się podoba a do tego bardzo zachęcająca recenzji. Z przyjemnością przeczytam:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Może przeczytam chociaż w najbliższym czasie się na to nie zanosi.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZapowiada się całkiem przyjemnie. Poszukam jej w bibliotece.
OdpowiedzUsuń