Znowu to zrobiłam. Oceniłam książkę
po okładce i dałam się sprowadzić na manowce, ale sami przyznajcie: czy ta
różowa, krzykliwa czcionka nie zapowiada „babskiej literatury na jedno
popołudnie”? No właśnie nie. Jak się po fakcie okazało, jest to przewrotna i napisana
z wielkim dystansem historia dziewczyny imieniem Joy (ang. radość), która w niejasnych
okolicznościach rzuca się z balustrady chcąc popełnić samobójstwo.
Kancelarię opisaną przez Lee śmiało
można nazwać domem wariatów. Każdy z jej pracowników to oryginalne indywiduum,
mające zdanie właściwie na każdy temat, a świat kończy mi się centymetr za własnym
nosem. Kiedy ich koleżanka z pracy postanawia odebrać sobie życie, instytucja postawia
zapewnić wszystkim opiekę terapeutyczną, a jak wiadomo – na kozetce u psychoanalityka,
wszystko może się zdarzyć.
Jonathan w nieco przerysowany
sposób obnaża znieczulicę panującą w londyńskiej kancelarii. Jest to miejsce,
gdzie osobiste ambicje przysłaniają ludziom cały świat, a plotka znaczy więcej
niż niejedno dyrektorskie rozporządzenie. I bardzo pomyli się ten, kto sądzi,
że znowu będzie tu o modzie oraz kosmetykach. Joy niczym nie przypomina znanych mi dotąd historii o nowojorskich prawniczkach.
Jest to raczej studium ich zawodowej psychozy, ukazane na brytyjski, groteskowy
sposób.
Śmiać tu się raczej nie będzie
z czego, ale Joy potraktowana jako
powieść o ludziach, znacznie zyskuje na wartości. Zatem drogie panie i panowie,
ta książka ma szansę wam się spodobać, choć w moim przypadku wywołała raczej stonowany
entuzjazm.
prawnicy w roli głównej:
Jontahan Lee „Joy”
Ilość stron: 352
Wyd. Muza
Ocena: 4/6
O, wszystko wskazuje na to, że i mnie książka miałaby duże szansę się spodobać :) Dzięki za wskazanie, w razie czego na pewno nie skwituje je wzruszeniem ramion i stwierdzeniem: "bo to nie dla mnie" :)
OdpowiedzUsuńO proszę, nie sądziłam, że właśnie o tym jest ta książka. Również kierowałabym się okładką i twierdziła, że jest to literatura kobieca.
OdpowiedzUsuńmnie okładka skusiła zapowiedzią lekkiej lektury, więc gdy zaczęłam czytać, zaskoczenie było spore.
UsuńTo teraz jestem jej bardzo ciekawa, bo po okładce właśnie na pewno bym jej nie wybrała sobie do czytania ;)
OdpowiedzUsuńmnie wbrew pozorom oprawa zachęciła. liczyłam jednak na pewnego rodzaju "odmóżdżacz", bo do poważnych ksiażek nie mam obecnie głowy.
UsuńOkładka pewnie by mnie odstraszyła. Cieszę się zatem, że piszesz o tej książce, bo zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńJa chyba bym się po okładce nie zdecydowała na jej przeczytanie - jakoś mnie odstrasza. Też się zdziwiłam po Twojej recenzji, że to nie lekkie czytadło o babskiej tematyce...
OdpowiedzUsuńokładka sama w sobie nie jest zła, ale pierwszym skojarzeniu zwiastuje zupełnie inny rodzaj lektury. trochę szkoda, bo wątpię by jakiś facet wziął ją do ręki.
UsuńMnie o dziwo nawet okładka nie przyciągnęła :D
OdpowiedzUsuńJa nie widze w tej okladce nic szczegolnego, raczej sredniak, te rozowe elementy tylko pogarszaja sprawę zamiast przyciagac odstrasza. A szkoda, bo ksiazka nawet interesujaca sie wydaje.
OdpowiedzUsuńdobór kolorystyczny jest wyjątkowo niefortunny, ale jeśli chodzi o rzucanie się w oczy to spełnia swoje zadanie ;) do okładki jako takiej nic nie mam - mnie osobiście zachęciła do lektury, ale za bardzo odbiega klimatem od charakteru książki.
UsuńOj, uwielbiam literaturę o UK. Chętnie bym przeczytała, treść mi odpowiada.
OdpowiedzUsuńmnie wystarczy angielskie poczucie humoru, bo z ich podejściem do życia, każdy temat się obroni.
UsuńNie spodziewałabym się, że można w niej coś takiego znaleźć. Jednak raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPatrząc na okładkę też pomyslałabym, że to jedna z tych kobiecych ksiązek.
OdpowiedzUsuńno właśnie, a to coś nowego i absolutnie nie tylko dla kobiet.
Usuń