Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej: Robert i Róża - Małgorzata Klunder

16:25

Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej: Robert i Róża - Małgorzata Klunder

Pewnego dnia, Robert Niziołek będąc jeszcze dzieckiem, dowiedział się od matki, że Tolkienowskie hobbity są nikim innym, jak niziołkami właśnie. To przypadkowe zdarzenie stało się początkiem jego wielkiej przygody z Shire, a zamiłowanie do pisarza, wyznaczyło mu drogę przez dorosłe życie. 

Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej to wesoła opowieść o tym, jak książka naznacza losy dwojga, zakochany w sobie ludzi. Znalazłam w niej fragmenty z których mocno się uśmiałam (różne wezwania do szkoły i uwagi w dzienniku), ale niestety także i takie, gdzie słabo pojmowałam, co autorka miała na myśli. 

Mam wrażenie, że do pełnej frajdy z lektury, zabrakło mi jakiś dziesięciu lat życia. Klundera naszpikowała swą opowieść aluzjami do literatury, i gdybym dorastała w czasach szczytowej formy Chmielewskiej albo więcej uwagi poświęciła Jeżycjadzie, sprawa z Niziołkami wyglądałaby zapewne inaczej. Skoro jednak czas spędzałam głównie z H. Potterem, to nić porozumienia złączyła mnie dopiero z dziećmi bohaterów, a to stanowczo za mało by dobrze ją ocenić. 

Tak oto, choć entuzjazm wobec Niziołków był na początku spory, nie podołałam narracji Małgorzaty Klundery. Za mało wiem o Tolkienie, a ekranizację Władcy widziałam zaledwie dwa razy. Jeżeli jednak są na sali pasjonaci wszelkiej maści fantastyki, to myślę, że z Niziołkami szybko się dogadacie. Mnie zabrakło cierpliwości i zainteresowania, by dobrze się z nimi bawić. 

Oryginalna i niezwykle wygadana rodzina, jednak ich bzik na punkcie Tolkiena mocno mnie przeraził.


Małgorzata Klunder "Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej: Robert i Róża" 
Ilość stron: 352
Wyd. Replika
Ocena: 2,5/6
Premiera: 18 marca 2015
Stos na marzec

14:08

Stos na marzec

Nowy miesiąc i nowe lektury, o których już niedługo będzie głośno na blogu. Wyczekiwana od tygodni Analfabetka Jonasa Jonassona oraz biografia Astrid Lindgren. Wznowienie Philipa Rotha, wychwalane Służące Zdobywam zamek. Trochę literatury dziecięcej dla zresetowania umysłu i Smaki z Fjällbacki w oczekiwaniu na nowym tom serii. 

Znowu przoduje literatura północna, ale rodzime nowości na stosie również się znalazły. Wielki zbiór opowiadań Janusza Wiśniewskiego - blisko 600 stron tekstu! Zadziwiająca swymi obserwacjami Dorota Masłowska i Joanna Bator, której nikomu myślę przedstawiać nie trzeba. 


Nie ma co ukrywać - mój marzec zapowiada się wybornie.   
Moje historie prawdziwe - Janusz Leon Wiśniewski

10:17

Moje historie prawdziwe - Janusz Leon Wiśniewski

O Januszu Wiśniewskim pisałam już sporo. W zasadzie każdy jego tytuł otrzymuje na tej stronie zaszczytne dla siebie miejsce, dlatego tym razem, nie mogło być inaczej.

Moje historie prawdziwe to kolekcjonerskie wydanie opowiadań Wiśniewskiego, które ukazały się do tej pory pod szyldem Wydawnictwa Literackiego. Podzielone tematycznie na trzy działy: on, ona i oni, opisują różne stany emocjonalne i przybliżają nam istotę życia każdego człowieka.

Dziewięć zbiorów w jednym, pięknie zapowiadającym się tomie, to niesamowita gratka dla wszystkich wielbicieli pióra Janusza Wiśniewskiego. Trochę szkoda, że nie miałam jeszcze okazji pozachwycać się jego pełnym wydaniem - dysponuję póki co "szczotką" przygotowaną na potrzeby promocji, ale jedno mogę wam już powiedzieć - konsekwencja z jaką pogrupowano teksty i ich stopniowe zagłębianie się w duszę człowieka, to świetnie przemyślany zabieg.

Antologia oprawiona zostanie twardą okładką, a jakości zamieszczonych w niej tekstów, chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Jest tu moja ulubiona Intymna teoria względności i Czy mężczyźni są światu potrzebni?, jest Los powtórzony i Molekuły emocji. Jest literacka uczta i przyjemnie spędzone chwile. Moment zadumy, uśmiech zatrzymany na twarzy.

Odradzam raczenie się nimi wszystkimi za jednym zamachem, ale w Moich historiach na pewno znajdziecie dla siebie miejsce.


Janusz Leon Wiśniewski "Moje historie prawdziwe"
Ilość stron: 560
Wyd. Literackie
Ocena: 5/6
Premiera: 18 marca 2015
Lichotek i czarnoksiężnik - Ian Ogilvy

09:59

Lichotek i czarnoksiężnik - Ian Ogilvy


Już jako dziecko lubiłam się bać. Oglądałam Gęsią skórkę i Archiwum X, z biblioteki wynosiłam kilogramami Szkołę przy Cmentarzu, za to dziś dzięki książce Iana Ogilvy, znów mogę poczuć ten dziecięcy dreszczyk emocji.

Bohaterem, który mi to zapewnił jest Lichotek - dziesięcioletnia chudzina, mieszkająca w ponurym domostwie Bazyla Deptacza. Osobnika mającego się Lichotkiem opiekować, ale w rzeczywistości czyha on wyłącznie na jego pieniądze. Pewnego dnia chłopiec pragnie się pobawić jedyną ładną rzeczą, jaka znajduje się w tym domu - makietą z elektryczną kolejką. Nie wie, że skutki tej zabawy będą opłakane, a Bazyl nie jest wcale tym, za kogo się podaje.

Na strychu, osmolonego gmachu z czarnymi oknami, dzieją się rzeczy straszne. Żyją tam potwory i zaczarowani ludzie, w powietrzu cuchnie śniętą rybą i starymi materacami. Taki klimat panuje w świecie Bazyla, człowieka niezwykle mściwego i gotowego na wszystko.

Lichotek i czarnoksiężnik to bajka, jakie w zasadzie rzadko się spotyka. Skierowana do młodego czytelnika i niby optymistyczna w wyrazie, a jednak sporo scen może kogoś przerazić. Mnie – starą już babę - urzekły rysunki i złożoność historii. Bohaterowie z których każdy jest inny i ma określoną osobowość oraz oczywiste nawiązania do twórczości Tima Burtona (Żukosoczek!).

Straszna i zabawna, lekka a całkiem ambitna. Bajka dla małych, aby poczuli się duzi, i dla tych dużych, by choć przez moment znowu byli mali.


Ian Ogilvy "Lichotek i czarnoksiężnik"
Ilość stron: 208
Wyd. Literackie
Ocena: 4,5/6
Premiera: 12 marca 2015
Sztuka porządkowania - Dominique Loreau

19:44

Sztuka porządkowania - Dominique Loreau

Dominique Loreau poznałam za sprawą Sztuki minimalizmu, jednego z najpoczytniejszych poradników o życiu według zasady "mniej", ale gdy ta książka przekazywała mi wiele wartościowych treści, to Sztuka porządkowania już nic nowego w moje życie nie wnosi.

Autorka głosi, że bałaganiarze cierpią przez swoje roztrzepanie - są nerwowi, zabiegani, momentami wręcz depresyjni. Wielu podbramkowych sytuacji mogliby uniknąć, gdyby poświęcili swemu otoczeniu odrobinę więcej czasu i tu pojawia się szereg użytecznych rad. 

Należy zaopatrzyć się w pudełka i pojemniki, wyjąć wszystko z szafek na środek pokoju (idealny do tego celu okazuje się być dywan), a następnie segregować, etykietować i wyrzucać to, czego się nie używa.

Loreau dzieli się wskazówkami, jak przechowywać dokumenty, ubrania, naczynia i wszelkie przedmioty codziennego użytku, ale w zasadzie w jej słowach nie znajduje się nic nietypowego - z czego korzysta się rzadko dawać do tyłu, papiery przechowywać w tematycznych segregatorach, drobiazgi wkładać do woreczków - o tym wie chyba każdy człowiek. A już dzielenie pojemników ze względu na wielkość i tworzywo, uważam za nadgorliwość i traktowanie czytelnika, jak osobę niespełna rozumu. 

Sztukę minimalizmu mile wspominam, ale Sztuka porządkowania wypada przy niej strasznie kiepsko. Książka została ładnie wydana i zilustrowana, jednak nie sądzę by na etapie odgruzowywania życia, taki nabytek był mi absolutnie potrzebny. Kupcie Sztukę minimalizmu, tam w pigułce jest w zasadzie wszystko. 


p.s. gdyby ktoś był zainteresowany, pakiet obu tytułów jest u mnie przygotowany do podróży w świat - książki są nowe i nieczytane, w sprawie zakupu albo wymiany proszę o kontakt mailowy.

Dominique Loreau "Sztuka porządkowania"
Ilość stron: 160
Wyd. Czarna Owca
Ocena: 3/6
Copyright © Varia czyta , Blogger