Pewnego dnia, Robert Niziołek będąc jeszcze dzieckiem, dowiedział się od matki, że Tolkienowskie hobbity są nikim innym, jak niziołkami właśnie. To przypadkowe zdarzenie stało się początkiem jego wielkiej przygody z Shire, a zamiłowanie do pisarza, wyznaczyło mu drogę przez dorosłe życie.
Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej to wesoła opowieść o tym, jak książka naznacza losy dwojga, zakochany w sobie ludzi. Znalazłam w niej fragmenty z których mocno się uśmiałam (różne wezwania do szkoły i uwagi w dzienniku), ale niestety także i takie, gdzie słabo pojmowałam, co autorka miała na myśli.
Mam wrażenie, że do pełnej frajdy z lektury, zabrakło mi jakiś dziesięciu lat życia. Klundera naszpikowała swą opowieść aluzjami do literatury, i gdybym dorastała w czasach szczytowej formy Chmielewskiej albo więcej uwagi poświęciła Jeżycjadzie, sprawa z Niziołkami wyglądałaby zapewne inaczej. Skoro jednak czas spędzałam głównie z H. Potterem, to nić porozumienia złączyła mnie dopiero z dziećmi bohaterów, a to stanowczo za mało by dobrze ją ocenić.
Tak oto, choć entuzjazm wobec Niziołków był na początku spory, nie podołałam narracji Małgorzaty Klundery. Za mało wiem o Tolkienie, a ekranizację Władcy widziałam zaledwie dwa razy. Jeżeli jednak są na sali pasjonaci wszelkiej maści fantastyki, to myślę, że z Niziołkami szybko się dogadacie. Mnie zabrakło cierpliwości i zainteresowania, by dobrze się z nimi bawić.
Oryginalna i niezwykle wygadana rodzina, jednak ich bzik na punkcie Tolkiena mocno mnie przeraził.
Ilość stron: 352
Wyd. Replika
Ocena: 2,5/6
Premiera: 18 marca 2015
Ja też mam wrażenie, że nie jest to powieść dla mnie. Drażni mnie nachalne i nieumiejętne umieszczanie w tekstach nawiązań do innych książek.
OdpowiedzUsuńniestety w Niziołkach nawiązanie goni nawiązanie i po 50 stronie mnie też zaczęło to strasznie męczyć. szkoda, bo liczyłam na lekką i zabawną powieść w stylu Musierowicz.
UsuńSzukam właśnie jakiejś książki, która mogłaby mnie rozbawić. Co tam dziwne fragmenty. Liczy się całość :)
OdpowiedzUsuńTo chyba nie mój klimat. Tolkien to tak odległa bajka, że pewnie nie dałabym rady przejść nawet przez połowę tej książki :) Zaczynam właśnie czytać książkę o Astrid Lindgren, już ją uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńczytałam go raz… w gimnazjum, więc u mnie z tym wątkiem to też nie bardzo ;P ale Astrid będzie na dniach, póki co kończę Analfabetkę.
UsuńTolkien jest bardzo specyficzny...
OdpowiedzUsuńO to w takim razie nie mogę się doczekać recenzji Analfabety. Astrid na pewno Ci się spodoba...:)
O treści jeszcze się nie wypowiem, ale wizualnie podoba mi się bardzo 😊
OdpowiedzUsuńPiękna jest <3
Usuńmogę już powiedzieć, że w treści jeszcze lepsza.
UsuńO, ja jestem wieeelką fanką Tolkiena, to może akurat dla mnie będzie w sam raz - a już chciałam ją pochopnie odrzucić;)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że ta książka pisana jest trochę na siłę. Tolkien miał tu chyba być tą "kotwicą" marketingową, która miała przyciągnąć odbiorców.
OdpowiedzUsuńtrudno powiedzieć, jakie były zamiary autorki, wiem jednak, że historia tonie pod ilością nawiązań. co miało ciekawić, stało się jej zgubą.
UsuńMyślę, że to nie dla mnie, bo ja pewnie w ogóle nie rozumiałabym odniesień - nie znam prozy tych autorów.
OdpowiedzUsuńNie przekonała mnie ta lektura do siebie, czy tez może się nie obroniła.
OdpowiedzUsuńwłaśnie widzę, że wiele osób podziela moje zdanie.
Usuń