Nie ma to jak świąteczny zbiór opowiadań, rozpoczynający się zdaniem:
„to był gówniany rok”. Tak, Skandynawom szczerości odmówić nie można, ale do
mnie silniej
przemawia właśnie taki ton, niż słodycz płynąca z amerykańskich seriali.
Levi Henriksen W drodze do domu zabiera nas do Kongsvinger,
miasta w południowej Norwegii, gdzie właśnie w okresie świątecznym, poznajemy spore
grono jego mieszkańców. Ujęło mnie, że są to najzwyklejsi ludzie na świecie,
ale ich życiu daleko do przewidywalności. Mamy tu skoczka z poważnie uszkodzoną
twarzą, sprzedawczynię choinek, bezdomnego, który rusza w ostatnią podróż do domu. Kobiety, rozwodników, nawet żołnierza.
W drodze… to historie, w
których rodzi się jedność, ale rzadko kiedy towarzyszą temu uśmiechy. W większości
są to opowiadania, jakie cenię sobie najbardziej – z przewrotnym zakończeniem,
zmieniającym cały sposób patrzenia na bohatera.
Lubię Kevina i lukier kapiący z ekranu, jednak
w takie święta zwyczajnie nie wierzę. Moje
są nerwowe, bo gdy wszyscy są w domu, nie ma opcji by było spokojnie. Zabiegane,
bo zawsze na ostatnią chwilę trzeba jeszcze coś dorobić. Wierzę w święta, które
są ważne, które są okazją do rodzinnego spotkania, ale które nie są
idealne. I tu Leviemu bije oklaski za prawdę oraz piękno, jakie skrył w swoich historiach.
Jak napisał
na kartonie jeden z bohaterów: „życie ma swoje humory” – Bożonarodzeniowy czas również.
Levi Henriksen „W drodze do domu”
Ilość stron: 672
Wyd. Zysk i S-ka
Ocena: 5/6
Absolutnie nie dla mnie ^^
OdpowiedzUsuńNo kusisz tymi świątecznymi opowiadaniami... Może chociaż w ten sposób, powolutku wprowadzę się w świąteczny nastrój? O! Albo kupię jako prezent! :D
OdpowiedzUsuńpolecam równie mocno, jak Podarunek C. Ahern. myślę, że Cię nie zawiodą.
UsuńPrzeczytałabym już nawet ze względu na to pierwsze zdanie ;)
OdpowiedzUsuńI to pierwsze zdanie wystarczy, żebym zapragnęła przeczytać ten tom :D
OdpowiedzUsuńno tak, staramy się żeby wszystko grało, było idealnie, rodzinnie ale wiadomo nie ma ideałów :)
OdpowiedzUsuńNo nieźle, generalnie lubię świąteczne opowiadania, chętnie sięgam po zbiory napisane przez różnych autorów. Ale ta przewrotność, którą opisujesz w przypadku tej książki, też bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńzakończenia to prawdziwa wisienka na torcie. film też był fajny, choć wykorzystano w nim (i nieco zmieniono) tylko kilka historii.
UsuńOkładka bardzo świąteczna, ale jak an razie sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za opowiadaniami, ale ta książka wydaje się idealna na okres świąteczny.
OdpowiedzUsuńw zabieganym dniu (miesiącu) opowiadania najlepiej się sprawdzają.
UsuńI takie pozycje o świętach mogę czytać. :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad trzema książkami na Święta i ta jest jedną z nich... Wydaje się naprawdę ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie :) U mnie też zawsze były nerwowe święta, pełne kłótni...ech, szkoda gadać :)
OdpowiedzUsuńno niestety, gdy normalnie widzi się wszystkich przez 3-4godziny dziennie, a potem spędza się z nimi blisko tydzień, ciężko obyć się bez spięć.
UsuńJestem przekonana, chętnie przeczytam, wystarczy, że spojrzę na pierwsze zdanie i już mam chęć na tę lekturę:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tej książki! :)
OdpowiedzUsuńO mamuniu, bardzo chciałabym dorwać tę książkę i to nie tylko dlatego, że okładka jest BOSKA :D
OdpowiedzUsuńpisz list do Mikołaja. pora ku temu idealna :)
UsuńFajna przeciwwaga dla amerykańskich filmosków :-)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się taki pomysł na nieidealne i przez to prawdziwe Święta. Będę miała książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńPiękna, klimatyczna okładka. Ja jednak zostanę przy lukrowych świętach ;) Czasem trzeba się odrealnić, smutku, normalności mam za dużo ostatnio.
OdpowiedzUsuńCo prawda nie przepadam za zbiorami opowiadań, ale to pierwsze zdanie mnie rozwaliło ;) I w dodatku okładka strasznie przykuwa wzrok :)
OdpowiedzUsuńpierwsze zdanie idealnie oddaje klimat większości opowiadań. Norwegowie już tak mają :)
UsuńZauważyłam, że coraz bardziej lubię lubię krótkie formy. A takie, które mają przewrotny koniec są najlepsze ;) Masz rację, że teraz święta raczej oznaczają nerwówkę, ale w końcu nadchodzi moment wigilijnej zadumy, gdy szczęście nieśmiało puka do serca ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Angelika