Zadziwiające, jak przez tyle lat człowiek może żyć w nieświadomości, że jeden z jego ulubionych filmów oparty został na książce…
Końcówka lat 70-tych. Susanna po nieudanej próbie samobójczej umieszczona zostaje w szpitalu dla psychicznie chorych. Jej zachowanie wiele ma wspólnego z trwającym właśnie okresem dojrzewania, jest niestabilna emocjonalnie i nie ma pojęcia co chce w życiu robić. Za buntem nastolatki czai się jednak poważna choroba, a mieszkając przez ponad rok w szpitalu McLean, wiele jej będzie dane zobaczyć.
Opracowując Przerwaną lekcję muzyki autorka zaczyna wreszcie rozumieć swoją chorobę. Oswaja ją i traktuje jak jeden z epizodów swojego życia, a nie ciążącą jej u nogi kulę. Takie podejście na pewno sprzyja podtrzymaniu zdrowia, jednak dla mnie w tej relacji brakuje Susanny. Jej książka jest zanadto rzeczowa i wyprana z emocji. Przypomina to sprawozdanie, a nie wspomnienia odizolowywanej od świata dziewczyny. Gdzie jest rozpacz, zagubienie, gdzie obecny na pewno w tym czasie strach?
Warunki przebywania na oddziale, kontrola co piętnaście minut oraz nieumiejętność skojarzenia poprawy zdrowia z obecnością studentek, są dla mnie zagadką. Zdaję sobie sprawę, że to "zwyczaje" personelu sprzed czterdziestu lat, tylko, że zarówno teraz jak i wtedy ludzie mieli oczy - dlaczego nie potrafili wyciągnąć należytych wniosków i skąd pomysł by co pół roku zmieniać terapeutę?
Mimo początkowej łapczywości, książkę skończyłam dopiero za trzecim razem. Za mało jest w niej ludzi i za dużo dokumentów. To co miało wzruszać zaczyna nudzić, a film z Winoną i Jolie bije ją na głowę.
Susanna Kaysen "Przerwana lekcja muzyki"
Ilość stron: 224
Wyd. Replika
Ocena: 3/6
Miałam w planach tę książkę od dawna, z tego też powodu nie widziałam jeszcze filmu. Ale skoro piszesz, że słaba to chyba od razu obejrzę film :)
OdpowiedzUsuńw porównaniu z filmem bardzo, bardzo słabo.
UsuńFilm jest świetny, szkoda że książka mu nie dorównuje.
OdpowiedzUsuńWstrzymywałam się od obejrzenia filmu, bo właśnie niedawno dowiedziałam się, że powstał on na podstawie ksiażki i chciałam najpierw poznać pierwozór. Trochę szkoda, ze ksiazka wypadła tak źle. Potraktuje ją jako uzupełnienie do obejrzanego przeze mnie filmu.
OdpowiedzUsuńtym razem książka ekranizacji nie dorównała, ale na ogół tak jest - gdy film zachwyca, książka okazuje się być słaba i na odwrót. widać bardziej złożoną i dopracowaną historię trudniej przenosi się na ekran, a z tych toporniejszych wyciąga się głębię.
UsuńNie wiedziałam, że istnieje książka. Film widziałam i to parę dobrych lat temu, ale jakoś mnie nie zachwycił. Ale na pewno do niego wrócę, bo już kompletnie go nie pamiętam :)
OdpowiedzUsuńWidziałam fragmentu filmu, a nie miałam pojęcia o książce. :)
OdpowiedzUsuńja film widziałam z 4-5 razy i na pewno nie raz do niego wrócę.
UsuńFilm mam za sobą i spodobał mi się. Skoro książka gorsza, to odpuszczę ją sobie. ;)
OdpowiedzUsuńCenię sobie film, za to książka nie zrobiła na mnie wrażenia. Faktycznie za dużo "papierologii", a za mało ludzi.
OdpowiedzUsuńtaka sucha ta opowieść. nie ujęła mnie ona w żaden sposób.
UsuńEhh a ja ciągle nie mogę zmotywować się do przeczytania tej książki, czytałam wiele recenzji i niestety większość jest negatywna.
OdpowiedzUsuńJa też nie wiedziałam, że film oparty jest na książce;) po twojej recenzji sama już nie wiem, czy mam ochotę ją poznawać, bo film uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńMi się książka nawet podobała, ale masz rację: film o niebo lepszy ^^
OdpowiedzUsuńjuż na starcie miałam wobec niej wielkie wymagania, więc o rozczarowanie było łatwo.
Usuńwiększość dobrych filmów jest na podstawie książki :) musze nadrobić!
OdpowiedzUsuńFilm uwielbiam i już sama nie pamiętam ile razy go oglądałam. A książka... no niestety, nie robi szału. Można przeczytać, ale daleko jej do geniuszu filmu.
OdpowiedzUsuńCzasem faktycznie ekranizacja jest lepsza od papierowego oryginału :)
OdpowiedzUsuńjest kilka takich przykładów.
UsuńŻycie potrafi zaskakiwać. Jest wiele filmów, które sprzyjają popularności książkowych pierwowzorów. Gdyby nie te filmy to o wielu pozycjach człowiek by się nawet nie dowiedział, że zostały wydane x czasu temu. Szkoda, że "Przerwana lekcja muzyki" została pozbawiona emocji. A to właśnie na nich najbardziej mi w powieściach zależy. Swoim tekstem bardziej przekonałaś mnie do obejrzenia filmu niż przeczytania książki.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam ani o książce, ani o filmie, ale z chęcią spróbuję obejrzeć ekranizację.
OdpowiedzUsuńFilm "Przerwana lekcja muzyki" uwielbiam! Słyszałam już kiedyś, że został nakręcony na podstawie książki, dlatego też ta pozycja znajduje się na mojej liście "koniecznie przeczytać". Chociaż coś tak czuję, że może okazać się, tak jak w przypadku "Śniadania u Tiffany'ego" - film to cudo, a książka... cóż, gdybym najpierw ją przeczytała pewnie w ogóle nie zabrałabym się za film. Mam jednak nadzieję, że w przypadku "Przerwanej lekcji muzyki" książka choć trochę mi się spodoba. Nawet, jeżeli nie jest tak dobra jak film (jakoś nie mam złudzeń, że mogłaby być ;)).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
ilmiogattonero.blogspot.com
mnie zawiodła, ale u Ciebie może spisze się ona lepiej. wszystko zależy od nastawienia i jak wysokie są oczekiwania.
UsuńA więc w tym przypadku sięgnę najpierw po film! Dzięki!
OdpowiedzUsuńOdpuszczam na razie...
OdpowiedzUsuń