Miniony weekend upłynął mi pod znakiem koncertów. W piątek Ewa Farna, a w sobotę Life Festival. I o ile ten pierwszy będę wspominać z mieszanymi uczuciami, o tyle w drugim nic – może prócz pogody - bym nie zmieniła. Organizacja, atmosfera, koncerty jak i towarzystwo – pary przesympatycznych Warszawiaków – idealne :)
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
10 miesięcy temu
Zazdroszczę takich wrażeń i już żałuję, że mnie tam nie było. Szkoda, że tak daleko ode mnie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ewy Farny zbytnio nie lubię, ale Blunta bym posłuchała. Ja za to bawiłam się niedawno na Orange Warsaw Festival. W ogóle z tym biletem na Blunta to się postarali, wydrukowali trochę grafiki na bilecie, co rzadko się zdarza! ; )
OdpowiedzUsuńTakże Blunta bym posłuchał z chęcią, ostatnio udał mi się tylko koncert Zabili mi Żółwia :)
OdpowiedzUsuńLubię festiwale :) Ostatnio byłam na Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie -świetne wrażenia. Za tydzień lecę na Sabat Czarownic, chociaż skład wykonawców nie zachwyca, zobaczymy jak będzie... ;]
OdpowiedzUsuńGdy mieszkałem w Warszawie to bywałem na wielu koncertach, a teraz chyba się zestarzałem :-(
OdpowiedzUsuńAch koncerty, imprezy masowe. Ten urok, ta atmosfera... Kiedy to wszystko wróci? Tak bardzo brakuje mi tych koncertów i festiwali muzycznych.
OdpowiedzUsuń