Okładka jest piękna. Stonowana, klimatyczna... Nie gorzej wypada też opis, tylko że mało ma on wspólnego z tym, co znajduje się w środku.
Czekałam na tę książkę, wyobrażałam sobie narrację w stylu Mary Roach. Że poznam zakład pogrzebowy od strony jego właściciela. Proces balsamacji ciała, przygotowania obrządku, rzeczy interesujące lecz owiane delikatnie tabu.
Co ostatecznie dostałam? Spowiedz gościa, który usiłuje wyrwać się z depresji. Tajników pracy przedsiębiorcy pogrzebowego jest tu jak na lekarstwo. Czytasz jego opowieść o dorastaniu, fragment, gdzie mały Caleb podejrzał dziadka w masce, rękawicach i ochronnym kombinezonie i szukasz z nadzieją zdań, które zdradzą coś więcej. Drzwi się jednak zamykają, a Wilde przechodzi do kolejnych wspominek z młodości.
Wyznania to nie opowieść o zakładzie, ale proces terapii człowieka pogrążonego w depresji i podejmującego próby samobójcze. Książka o śmierci w różnych nurtach filozofii i jej postreganiu współcześnie. Przypadek, że napisał ją człowiek z tej a nie innej branży, bo do swojego fachu odnosi się nie wiele, jeśli chodzi o konkretne procedury.
Zawiodłam się ogromnie, bo nie tak reklamuje się książkę w mediach. Pierwsze rozczarowanie roku. Nuda.
Caleb Wilde "Wyznania przedsiębiorcy pogrzebowego"
Ilość stron: 290
Wyd. Znak
Ocena: 2/6 (za złudne nadzieje)
Oj, nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńDzięki za szczerość w recenzji. Ja zdecydowanie odpuszczam. 😊
OdpowiedzUsuń