"Problem z pogranicza nielegalnej emigracji i metafizyki".
Powieść oparta na absurdzie, bo jak inaczej nazwać można hordy nieumarłych, kroczących w stronę Wawelu. Tak moi drodzy, w najnowszej powieści Jacka Dehnela, ciała powstają w grobu, ale nie po to aby siać śmierć oraz zniszczenie, tylko po to by iść, iść w bliżej nieznanym celu.
Gdy początkowy szok ustępuje miejsca ciekawości, daje o sobie znać polska żyłka do interesów. Atrakcja turystyczna, potencjalni nowy wyborcy, cóż biznes jest biznes, nawet ten trupem lekko śmierdzący.
Obraz dopasowywania się społeczeństwa do
nowej rzeczywistości, a właściwie próba ukazania, jak przekuć na swoje,
to co aktualnie dzieje się w państwie. Zarówno partie polityczne, jak i
ruchy religijne, może nie od razu, ale jednak i tak zaczynają kreować
swoje programy, żeby zjednać sobie nowych wyznawców. Dehnel świetnie to ilustruje i myślę, że za sprawą zombie, obnaża wiele współczesnych problemów.
"Wydawało się, że nie ma już słów, których nie dałoby się, czy choćby nie wypadało wypowiedzieć, tez, których nie sposób postawić, obelg i skarżeń, które nie mają prawa paść publicznie".
"Wydawało się, że nie ma już słów, których nie dałoby się, czy choćby nie wypadało wypowiedzieć, tez, których nie sposób postawić, obelg i skarżeń, które nie mają prawa paść publicznie".
Ale z naszymi umarłymi to tylko pozornie opowiastka rodem z fantasy. Po wcześniejszym spotkaniu z Krivoklatem, pamiętałam Jacka Dehnela, jako autora powieści trudnych i wymagających skupienia. Tym razem stwierdzam, że potrafi on w bardzo humorystyczny i zdystansowany sposób, opisywać skomplikowane społeczne relacje, a przy okazji po prostu umilać czas.
Wiem, komu ta książka mogłaby się spodobać. 😊
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaintrygowała ta recenzja :)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak książka, ale okładkę biore od razu.
OdpowiedzUsuń