"Rogi" Joe Hill
ocena: ***
Starałam się. Próbowałam podejść do niej z większym dystansem, zmniejszyć pierwotne - być może zbyt wygórowane – oczekiwania, ale wszystko zdało się na nic.
Jakoś nie mogłam przebrnąć przez „ Rogi”. Ostatecznie zajęło mi to ponad tydzień i nie obyło się bez wysiłku.
Pewnie znajdą się tacy, którzy powiedzą: jak można w ogóle pomyśleć, że książka o facecie, który budzi się rano i odkrywa, że na głowie wyrosły mu rogi może być z założenia brana za dobrą i ciekawą?
Otóż może. Tak samo jak ta o podstarzałym gwiazdorze rocka, który kupuje na aukcji internetowej ducha. („Pudełko w kształcie serca”). Joe Hill w swoim debiucie – na polskim rynku – pokazał, że nawet na bazie dziwacznej historii można stworzyć wciągającą książkę. Tym samym „Pudełko” wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
Tytułowe rogi wyrastają na głowie Iga Perrish'a. Po wyjściu z pierwszego szoku i przerażenia, odkrywa on, że wraz z ich pojawieniem zyskał nowe zdolności. Na ich widok ludzie zaczynają zwierzać się mu z rzeczy, których raczej nikomu by nie powiedzieli, a na dodatek, gdy kogoś dotknie poznaje również jego myśli i wspomnienia. Ig postanawia to wykorzystać do rozwikłania zagadki morderstwa swojej dziewczyny o które wszyscy oskarżają właśnie jego.
W książce występuje wiele retrospekcji, które są tak wplecione w historię, że można się pogubić co jest wspomnieniem, a co bieżącą akcją. Ale i tak bardziej drażniły mnie wstawki typu: „Zjadł palcami wszystkie. Były 666 razy lepsze niż te, które gotował sobie u Glenny”* czy „Zęby kłapnęły mu jak klaps: scena 666, ujęcie pierwsze, akcja!”**. Taki już mój 'urok', że odwołania tego typu kojarzą mi się tylko i wyłącznie z marną twórczością mhrocznego (sic) gimnazjalisty.
Nie chcę nikogo zrażać, bo każdy ma inny gust. Może ja sięgałam po nią o nieodpowiedniej porze i dlatego nie wywarła na mnie wrażenia. Nie miałam nastroju, odpowiedniej ilości czasu. Może. Ale to właśnie teraz ją czytałam, a tutaj wyrażam swoje subiektywne opinie i mogę powiedzieć, że jest średnia, przeciętna i nie ma w niej nic szczególnego.
Obecnie do Joe żywię takie same mieszane uczucia jak do jego ojca - Stephena Kinga. Oboje wywołują u mnie za jednym razem dwie skrajne emocje: uwielbienia i znudzenia.
U King'a nie znoszę początków jego powieści. Nim zacznie się w nich naprawdę coś dziać to nudzą przez blisko 200 stron, poczym zaczyna się akcja, która nie pozwala na odłożenie książki póki nie doczyta się jej do końca.
W przypadku Joe uwielbiam jego „Pudełko w kształcie serca” i unikam od tej pory „Rogów”.
* Joe Hill "Rogi" s.199
** Joe Hill "Rogi" s. 227
Raczej po nią nie sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńHm książka raczej nie dla mnie .. ale nota świetna !!
OdpowiedzUsuńTo prawda każdy odbiera książkę inaczej i pewnie za chwilę pojawią się tutaj głosy, że wcale taka zła nie jest :) Nie mniej okładkę zrobili ją bardzo fajną.
OdpowiedzUsuńRaczej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Uwielbiam Kinga. Jest królem i koniec ;) Jego nudnawe początki powieści są po to, żeby można było poznać bohaterów, ich psychikę, miejsce akcji to wszystko potęguje doznania ;)
OdpowiedzUsuńJoe Hill ma u mnie szacunek za to, że nie jedzie na nazwisku swojego ojca, tylko tworzy coś własnego. Może jeszcze kiedyś też będzie królem w pisaniu horrorów ;)
Hill ma ogromny potencjał (i dobre geny) by tworzyć coś niezwykłego. musi tylko uważać, żeby nie przekombinować w fabule.
OdpowiedzUsuńKing z kolei ma bardzo wielu fanów i też go lubię, ale są książki (jak np. Bezsenność) za które brałam się 2 razy i nie mogłam dobrnąć do miejsca gdzie akcja zawiązała by się na tyle aby mnie wciągnąć. Za to np. Cmętarz zwieżąt jest genialny w całości ;)
tak nie do końca jest to lektura dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńOho, to "ja, diablica" może cię męczyć :)
OdpowiedzUsuńna blogach każdy chwalił więc może jednak mi się podoba. wszystkiego trzeba spróbować. najwyżej znowu się wyżyje w recenzji ;)
OdpowiedzUsuń