Kiepski mam ten tydzień, jeśli chodzi o książki. Lubieni dotąd pisarze, co rusz mnie rozczarowują i po zawodzie z Ahern, dziś odkryłam wtórnego i beznadziejnego do granic możliwości Greena.
Colin chodził z dziewiętnastoma dziewczynami, które miały dwie wspólne dla siebie cechy - wszystkie nazywały się Katherine i wszystkie w pewnym momencie go zostawiły. Chcąc zrozumieć dlaczego się tak dzieje, obmyśla matematyczny wzór, który pozwoli mu przewidzieć, jak rozwinie się nowe uczucie. Sprowadzając miłość do równania, chłopak stara się dotrzeć do samego siebie, w czym pomaga mu zwariowany przyjaciel.
Trudno mi pojąć co się stało Johnem, ale 19 razy Katherine nie da się po prostu czytać. Jest przeładowana intelektualnym bełkotem oraz postaciami, które zachowują się nad wyraz irytująco. A już czego wybitnie nie rozumiem, to zrezygnowania z kulturalnych wstawek, które tak wiele wnosiły do poprzednich historii, na rzecz matematycznej teorii, przez którą rozbolała mnie tylko głowa.
Powiem to i dam sobie z Johnem spokój - pisać potrafi, pomysły ma niezłe, ale dlaczego po raz czwarty (!!) opiera książkę na jednym i tym samym motywie (chłopak i jego dziwne relacje z dziewczynami, plus motyw drogi) nie jestem w stanie wyjaśnić. W momencie ukończenia wszystkich dostępnych dla mnie książek Greena, stwierdzam, że facet jest przereklamowany i bazuje na jednym hicie - co na bank go zgubi.
Powiem to i dam sobie z Johnem spokój - pisać potrafi, pomysły ma niezłe, ale dlaczego po raz czwarty (!!) opiera książkę na jednym i tym samym motywie (chłopak i jego dziwne relacje z dziewczynami, plus motyw drogi) nie jestem w stanie wyjaśnić. W momencie ukończenia wszystkich dostępnych dla mnie książek Greena, stwierdzam, że facet jest przereklamowany i bazuje na jednym hicie - co na bank go zgubi.
19 razy Katherine, a Szukając Alaski są jak ogień i woda - ostrzegam, pierwsza parzy boleśnie.
John Green "19 razy Katherine"
Ilość stron: 304
Wyd. Bukowy Las
Ocena: 2,5/6
Cztery powieści na tym samym schemacie to już nie może być przypadek.... no, szkoda, że marnuje swój potencjał.
OdpowiedzUsuńNie znam twórczości autora, ale po ten tytuł już na pewno nie sięgnę poprzez samą fabułę.
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem fenomen tego autora. "Szukając Alaski" czytałam jeszcze zanim Green stał się sławny i szczerze mówiąc nie zapadła mi w pamięć. "19 razy Katherine" też było średnie, a wszystkie przypisy matematyczne omijałam.
OdpowiedzUsuńto na mnie zrobiła wrażenie i mnóstwo fragmentów z niej wynotowałam. kolejne tytuły to jednak tendencja spadkowa, a po najnowsze opowiadanie, nawet nie mam zamiar sięgnąć.
UsuńTego autora czytałam tylko "Gwiazd naszych wina", ale mam w planach inne jego książki. Kurcze, szkoda, że tak słabo oceniłaś tę książkę...
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Rzeczywiście Green jest trochę przereklamowany. Jak tak teraz myślę to najmniej podobały mi się chyba Papierowe Miasta. Akurat 19RK mi się całkiem podobało :)
OdpowiedzUsuńJuż "Szukając Alaski" mocno mnie rozczarowało i od czasu lektury skutecznie Greena omijam - choć kusi mnie chwalona "Gwiazd naszych wina"...
OdpowiedzUsuńmnie Alaska akurat przekonała, ale jak się od niej zaczęło, tak właściwie na niej się skończyło.
UsuńDziękuję za ostrzeżenie, na pewno nie zacznę przygody z autorem od tego tytułu :)
OdpowiedzUsuńA ja "19 razy Katherine" bardzo polubiłam, oczywiście nie tak jak "Gwiazd naszych wina", ale książka zapadła mi w pamięć. Możliwe, że gdybym czytała ją teraz (po ochłonięciu z emocji czytania wszystkich jego książek pod rząd) oceniłabym każdą z nich nieco gorzej, ale dalej są to moje ulubione powieści.
OdpowiedzUsuńMam tak samo! :)
UsuńKiepsko, bo to źle świadczy o samym pisarzu - albo pisze w celu napełnienia sobie kieszeni kasą albo po prostu jest autorem jednej powieści i nie ma pomysłu na coś świeżego.
OdpowiedzUsuńdla mnie on wygląda na więźnia schematu. widzi, że takie filozoficzno-miłosne historie wzbudzają zainteresowanie, to boi się spróbować czegoś nowego, by ludzie się nie odwrócili. w moim przypadku efekt jest przeciwny.
UsuńCzytałam już podobne opinie o tej książce ale oczywiście jak to ja... uparłam się, że i tak przeczytam!
OdpowiedzUsuńA ja chyba spasuję i nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńAż taka tragedia? Dobrze, że o tym mówisz, bo cały czas poszukiwałam tej książki i przymierzałam się do jej czytania, ale kurcze szkoda mi na nią czasu, skoro jest aż tak źle. Chyba jednak sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńporzuciłam książkę na 182 stronie, co praktycznie mi się nie zdarza. resztę tylko miejscami ogarnęłam wzrokiem, więc to chyba mówi samo za siebie.
UsuńTwórczość Greena chcę poznać bo ciekawi mnie w jakiej kategorii czytelników jego książek się znajdę. Wśród blogerów opinie są albo skrajnie negatywne, albo skrajnie pozytywne... Zobaczymy :))
OdpowiedzUsuńNa tę książkę spadła fala krytyki, a mnie się bardzo podobała. Te matematyczne wzory to właśnie było nowe dziwactwo bohatera, jak dla mnie na + :)
OdpowiedzUsuńMnie ta książka również strasznie zawiodła:(
OdpowiedzUsuńza dużo matematyki i wymyślnych teorii, przez co w ogóle nie potrafiłam się w nią czuć. gniot roku.
UsuńW końcu nie muszę żałować, że nie sięgnęłam po tę książkę.
OdpowiedzUsuńNa razie czytałam tylko "Gwiazd naszych wina" :)
OdpowiedzUsuńMnie jakoś nigdy do tej książki nie ciągnęło, a Twoja recenzja uświadomiła mi, że miałam racje. mam jednak ochotę na "Szukając Alaski" tego autora :) Czytałaś? Polecasz?
OdpowiedzUsuńkońcówka recenzji oraz odnośniki pod nią odpowiadają na oba pytania ;) tak polecam Szukając Alaski, wg mnie najlepsza jego książka i właściwe jedyna dobra.
Usuńczytałam dwie pozycję autorstwa Greena i uważam, że tylko tylko jedna z nich jest dobra, oczywiste, że to "Gwiazd naszych wina", a ta druga była strasznie nudna, może za jakiś czas sięgnę po tę lekturę i może to ona uratuje moje zdanie o tym pisarzu, bo jest bardzo podobne do Twojego :)
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam, zwariowana książkoholiczka
O, bolesna ocena. Poki co nie czytalam Greena, ale bede miec Twoje opinie na uwadze, gdy juz po niego siegne :)
OdpowiedzUsuńz tych wszystkich książek Gwiazd Naszych Wina się właśnie wyróżnia, bo nie podejmuje tego oklepanego tematu chłopca poszukującego odpowiedzi na "trudne" i "życiowe" pytania. W Alasce, Papierowych miastach i Katherine wszystko jest cholernie podobne. Dlatego ja także z Greena zrezygnowałam już dawno - dla mnie liczy się tylko GNW.
OdpowiedzUsuńna pierwszym planie to prawda, motywu tego nie ma, ale przecież przyjacielem Hazel jest Gus, który ma nietypowe relacje z dziewczyną i co? w połowie książki rusza z nią w podróż do Holandii. wątek powieści jest inny, ale męski bohater pozostaje bez zmian - we wszystkich książkach…
UsuńMam w planach, którąś jego książkę. Jeszcze nie wiem którą. Smutne to trochę, że pisarz opiera wszystko na jednym motywie, jakby myślał, że skoro sprzedało się raz to i cztery razy też się sprzeda.
OdpowiedzUsuńPatrząc na opis tej książki miałam wrażenie, że jest dla mnie idealna i to właśnie nią chciałam rozpocząć swoją przygodę z Greenem. Po Twojej opinii chyba jednak zmienię zdanie, bo nie chcę się zniechęcić. Lepiej chyba sięgnę po "Szukając Alaski". ;)
OdpowiedzUsuńSzukając Alaski i Papierowe miasta są do siebie bliźniaczo podobne, w zależności od tego, co się poza jako pierwsze, to będzie się bardziej podobać. ja Miasta akurat pojechałam, a Alaskę zachwalam ;)
UsuńGreen jaki jest każdy w końcu się przekona. Mnie nie kusi i po spotkaniu z GNW (która to książka akurat mi się podobała) nie mam ochoty na więcej. I słusznie.
OdpowiedzUsuń"Gwiazd naszym wina" uwielbiam, kocham, cudowna książka i czytając kolejne opinie o Greenie to chyba poprzestanę na tej książce. Nie chcę się do niego zrazić, ani irytować podobieństwem motywów.
OdpowiedzUsuńSłyszałam właśnie, że 19 raza Katherine jest najsłabszą chyba książką Greena i wielka szkoda, że po wybitnych Gwiazdach i Alasce tak spada forma. Ale niektórzy pisarze tak mają, że powielają dobrze znane schematy - np. Jonathan Caroll czy Haruki Murakami.
OdpowiedzUsuń